|
1. |
|
|
|
|
Zwrotka 1: Kamil]
Jestem pomysłem, który kiełkuję w metrze
Straconą chwilą, gdy zrozumiesz go wreszcie
Szansą krzyczącą ‘weź mnie’, sumieniem na ramieniu -
Co przypomina Ci, że walczysz samemu/
Cząsteczką tlenu, której wpuścić nie chcesz -
Wiedz, że jestem głosem, który nie wie jaki jesteś:
Czynem, co zwabić presję pragnie w sidła
Podstępem mówiącym, że z nia nigdy nie wygrasz/
Dniem dziwnym, co igra i ciągnie w dół
Ostatnią możliwością mówiącą ‘to nie tu’
‘trwonię słuch?’, ‘tonę znów’, ‘skronie', 'wróg?’
Skąd pochodzą te szepty? Z naszych głów? -
Nie muszę zaszywać ust, aby czuć, że nie drżą
Wśród głośnych alarmów zwykle drzemię zło:
Wierzeń dość – zwłaszcza tych, co je niszczą szare dni
Moje życie to zdarzenie na moście Owl Creek/
Obok mnie wiarę w świt zabiera ta noc
A bliskość końca przedziera na wskroś -
Odtrąca kolejny krok – taka prawda
Nie potrzeba nam krawędzi, aby pieknie spadać...
|
|
2. |
|
|
|
|
[Zwrotka 1: Kamil]
Dwadzieścia cztery w metryce i zmysły wiotczeją
zamykam oczy może przyśni się przełom/
wbrew ich wierzeniom, choć nie mam własnych -
nie wiem czy pisać, czy zacierać ślady
zmagam się z brakiem wewnętrznej równowagi,
dlatego ciężko zapaść mi w sen (nocami)
czuję się po dziś dzień niemową,
bo gdy nawijam to krzyczę pod wodą/
Ma osobowość? między ‘chodź’, a ‘odejdź’ -
pełen obłędu wieszam wzrok na Tobie...
Ponoć mam mocną głowę, choć im dzisiaj nie wierzę -
nie tak mocną jak Ty... wystarczy kilka uderzeń.
[Refren: Kamil]
Zawsze lubiłem pary - odkąd jaźnia się dwoi
wyrywam strony, więc nie zagram jak oni
lubię tworzyć pozory - pisząc palcem po wodzie -
myśląc, że dowiem się czegoś czasem o sobie/
Myśląc, że dowiem się czegoś czasem o sobie
lubię stwarzać pozory – pisząc palcem po wodzie
zawsze lubiłem pary – odkąd jaźnie się dwoi
wyrywam strony, więc nie zagram jak oni/
[Zwrotka 2: Kamil]
Im dłużej tu mieszkam to miasto nieznane
jest obce jak Ty - 'weź mi nastąp na ranę'
rzadko spisane myśli wchodzą w krew,
kiedy za Tobą nogi niosa mnie gdzieś/
W rękach próbuję znieść poszlaki i grypsy
zamknięty w nurcie, który ‘trapi’ nas wszystkich -
w butach turysty krążę co rano,
a otoczenie drażni ciągle tak samo/
Zerkam za zmianą wzrokiem desperata,
choć takie nastawienie czasem nie popłaca:
obrazy świata chcę od zaraz robić
zanim wyrwiesz mi z rąk aparat mowy...
[Refren: Kamil]
Zawsze lubiłem pary - odkąd jaźnia się dwoi
wyrywam strony, więc nie zagram jak oni
lubię tworzyć pozory - pisząc palcem po wodzie -
myśląc, że dowiem się czegoś czasem o sobie/
Myśląc, że dowiem się czegoś czasem o sobie
lubię stwarzać pozory – pisząc palcem po wodzie
zawsze lubiłem pary – odkąd jaźnie się dwoi
wyrywam strony, więc nie zagram jak oni/
|
|
3. |
|
|
|
|
[Zwrotka 1: Kamil]
Mam życie w tekstach na boku z dala od życia z nią
I kilka rzeczy, które chciałbym od zaraz wziąć -
Zganiać na los je czy zwalać na stos?
Uciekając – w pośpiechu pewnie zabrałbym głos/
Wydarzeń splot wiążę wszystko oprócz rąk -
Nie mogę uciec na boki, więc uciekam w głąb/
Byle jak najdalej stąd – niech niesie mnie wiatr
Do miejsca, w którym nie znajdzie mnie świat/
Bez ponagleń – ot tak przeskakuję te linię
Mam za sobą chwile i gorzki smak pomyłek:
‘Patrz jak żyjesz’ – to fraza, która siedzi mi w głowie
Nękając mnie, kiedy nic nie robię -
Mam niewiele na głowie, a tracę swój czas codzień
Lekkie powieki skrywają ciężar spojrzeń
Swoje zabieram w drogę, aby mnieć w nią wgląd -
Nie mogę uciec na boki, więc uciekam w głąb.../
[Refren: Kamil]
W głąb, gdzie nikt nie podpowie słowami
Na drodze, w którą wyruszamy sami -
Idąc wraz z problemami to ucieczka?
Choć ta droga nam spod stóp spieprza (x2)
[Zwrotka 2: Kamil]
Dzięki tym zmianom nie musze szukać zawleczki
Opanowałem dobrze sztukę ucieczki -
W głąb siebie? Pierw musze tu skuchę przekreślić
Aby się pozbyć swych wkurwień do reszty/
Nie czuję presji odkąd plan sie w wersach tli
Bez drogowskazu brnę dziś w eskapizm -
Chcę tu krzesać styl i znaleźć miejsce w nim
By bez spaczeń żyć, często stawiać na dziś/
Niechże płyną dni lepiej na tej drodze w głąb
Myślę o podróży, co w nią mogę wziąć?
Pewnie dobre słowo od tych, co ze mną są
Kiedy w oddali widzę jak przez mgłę swój los/
Wiedz, że czasem mam dość i przykładam do skroni -
To, co zostawia po mnie trop gonny -
Długopis, który otacza w mej dłoni złość
Nie mogę uciec na boki, więc uciekam w głąb.../
[Refren: Kamil]
W głąb, gdzie nikt nie podpowie słowami
Na drodze, w którą wyruszamy sami -
Idąc wraz z problemami to ucieczka?
Choć ta droga nam spod stóp spieprza (x2)
|
|
4. |
|
|
|
|
Zwrotka 1: Kamil]
Kto jest bardziej zmęczony – ten materiał czy ja?
Czuję zadyszkę patrząc jak ucieka świat -
Jestem sumą narzekań, co rośnie mimowolnie
I niepokojem na sam wydźwięk swoich wspomnień/
'Dość dziś o mnie!' – mam te słowa na ustach
Stojąc w szeregu, w którym ciężko mi ustać -
Mówię sobie ‘od jutra’ – setki postanowień
Rzeczy ot tak robię i nie kończę jak postrzał w głowę/
'Coś o sobie?' - Leci mi krewko żywot:
Wersy ciągną mnie w dół – pora zmienić częstotliwość
żyję ze śmieszną schizą, która miesza lęk i wstyd
Wprowadzając niepokój w każdy dzień jak dziś/
Wchodzą mi w trzewia sny – a Ty znasz ten ból?
Obcy odkąd w tym miejscu zamknął czas mnie tu
I choć czasem braknie słów to uczucie zostaje -
Tak jak pewność, że wrócę do pisania...z tym stanem
[Refren: Kamil]
Ten stan tak rzadko uśmierza sen
Bo nawet w snach ten strach pojawia się (x2)
[Refren: Kamil]
Ten stan tak rzadko uśmierza sen
Bo nawet w snach ten strach pojawia się (x2)
|
|
5. |
|
|
|
|
[Refren: Kamil]
Codzienność mnie ściera przez odrębność myślenia/
Codzienność mnie ściera przez odrębność myślenia/
Przez odrębność myślenia codzienność mnie ściera/
Przez odrębność myślenia codzienność mnie ściera
[Refren: Kamil]
Codzienność mnie zmienia przez odmienność patrzenia
Tracę rezon przez rozpiętość sumienia -
Mniej do otworzenia, więcej do powiedzenia
Bo niektórych rzeczy trudno nie doceniać/
[Zwrotka 1: Kamil]
Każda zwrotka to knebel, za którym siedzi złość
Odbicie życia, które trzymam jak Lennie Small
Myśl, którą zmieni głos wbrew przeszłym planom -
Zamieniając skrawki ładu na wieczny amok/
Boję się, że prześpię całość seansu, który czeka mnie:
Mnożyć więzy ze światem czy przestać pleść?
I weź tak w miejscu siedź, gdy pisać to rzeźbić żałość -
Wśród myśli, które pchają by zbeszcześcić stałość/
Jestem kwestią niezapisaną, uszczerbkiem w tekście
Błędem w druku, który na prędce skreślę -
Tuszem, którym natrę powierzchnie sporadycznie
Chociaż szanse, że to pójdzie dalej są zgoła nikłe/
Szukasz sensu w słowa rytmie? to tak jak ja
Kiedy wszystko pleśnieje wokół – patrz na rap/
Tracę czystość barw, gdy przez życie sunę -
Ciekawe co zetrze ono pierwsze - mnie czy pomyślunek?
[Refren: Kamil]
Codzienność mnie zmienia przez odmienność patrzenia
Tracę rezon przez rozpiętość sumienia -
Mniej do otworzenia, więcej do powiedzenia
Bo niektórych rzeczy trudno nie doceniać/ (x2)
[Zwrotka 2: Kamil]
Czas, który mi został próbuję zmierzyć dźwiękiem
Zanim stracę przy tym głowę jak Henry Spencer/
Wcielić sens w nie? Łatwiej wypluć niż zrobić
Mam pomysły na okrągło – jak je przykuć do nogi?/
Wchodzę w zły kurs rozmowy, gdzie moja anomalność
Pcha mnie w jej ostatni morf – katastrofalność
Zanadto ufam swym planom, gdy przez życie biegnę
Które ściera większość dobrych, by zostawić niepotrzebne/
[Refren: Kamil]
Codzienność mnie ściera przez odrębność myślenia/
Codzienność mnie ściera przez odrębność myślenia/
Przez odrębność myślenia codzienność mnie ściera/
Przez odrębność myślenia codzienność mnie ściera (x2)
|
|
6. |
|
|
|
|
[Zwrotka 1: Kamil]
Budzę się z myślą, że coś jest kurwa nie tak
I brnę przeż życie pewnie jak kulapeta -
Leży jak ulał zwiecha jak ciężar na barkach/
Nie pytaj mnie dokąd zmierzam w kawałkach/
Przepadła szansa repetytywnie -
Nie tylko wersy odstatnio mam dziwne/
Po dziś dzień z lękiem pod skórą gonię czas -
Ciekawe czy starczy mi sił, by go okiełznać.../
[Zwrotka 2: Kamil]
Powstaję z myślą, że musze sprostać na nowo
A przypomina o tym kontakt z podłogą/
Niepewne kroki stawiam na niej niezbyt chętnie
Choć tamten rok pozwolił uwierzyć w szczęście -
Zaciskam ręce w ten śmieszny protest
I nie wiem czy to życie już czy gra na zwłokę/
Za późno na ‘spowrotem’- czas mnie nagli znowu -
Jak zostawić te myśli za drzwiami domu?
[Zwrotka 3: Kamil]
W głowie kłębią się rzeczy, które nieprędko zniosę
Noszę je w sobie tak jak niechętność w głosie
Czuję jak ich pokłosie znów odbiera spokój snów -
Jest ich w bród, gdy zaczynam je po zmroku czuć
Odczuwam chłód, wiedząc że zaniemogę
Wyruszam w drogę i przyśpiesza drganie powiek/
Zawodzi pamięć wobec wspomnień w takich chwilach
Choć przez niedopowiedzenia mam słaby bilans -
Mami mnie miraż przyciąga aż tak pozór/
Moje życie to instrukcja jak się nabrać znowu -
Wybryki sprawia rozum – przez co nie liczę snów
Gdy przeciągam palcami po twarzy - 'Peek a boo'/
Ciszę przerywa znów nieproszonych słow potok
I słyszę echa przeszłościowych próśb o coś -
Z ust kogoś, kim nigdy na prawdę nie byłem
Gaszę światło nad ranem – może zasnę na chwilę.../
|
|
7. |
|
|
|
|
[Zwrotka 1: Kamil]
Tyle razy myślałem, że to koniec wiesz?,
Kiedy nie mogłem zasnąć myśląc, że zgubiłem sens
I nie czekałem na kolejny dzień, bo nie miał nic dla mnie
Choć gdy patrzę na to teraz to ten koniec bolał najmniej/
Pierwszy z kilku końców przyniósł pustkę i strach
Kiedy w pustym i chłodnym przedziale wątpiłem w świat
Który uciekał mi wtedy jak czas za oknem -
Wysiadłem w Szczecinie Głównym z krwiakiem pod okiem/
[Zwrotka 2: Kamil]
Inny koniec to pokój, którego sześcian przytłaczał
Kiedy mówiłem do Ciebie czując bezsilność w palcach/
Ten koniec wracał do mnie najczęściej odkąd zgasłaś
Tamtego dnia był wszechobecny – zwłaszcza w oczach dziadka/
Do dziś czuję jego zapach, razem z poczuciem winy
Bo nasze ostatnie spotkanie zamiast dni trwało godziny -
śmierć przyszła znienacka zostawiając ślady na skórze -
Pochylony nad Tobą rzucam kwiaty na trumnę.../
[Zwrotka 3: Kamil]
Jak się mają sprawy u mnie? Ponoć lepiej ostatnio -
Odkąd pojałem, że wszystko nie jest zasadzką -
Odkąd moja codzienność to nie tylko negatywy
Które naświetlam, kiedy budzę się w pół żywy
Odkąd mniej mi ciążą tryby tworzące ten świat -
Odkąd zamiast niesmaku zmieniam porządek w ład -
Odkąd lepiej znoszę presje to obce mi wkurwienie
Bo zamiast niego lepiej poznawać siebie/
Lepsze to niż nieustanne tkwienie w goryczy
I ucieczka od siebie w głąb szklanki z whisky/
Czasem ciężko jest mi żyć z tym – przez cieżar w głowie
Który zawęża mi wzrok, często zwężając drogę/
Kilka słów o sobie? Rozkładam mój świat na części
Choć w dużej mierze jest to układ zamknięty -
Jak mam ustać na krawędzi, kiedy skok w dół do azymut?
Stojąc nad przepaścią robię krok do tyłu.../
|
Znajomość gruntu pod stopami zanika z chwilą, kiedy spędzasz czas na długiej sztuce spadania. Presja, która weszła w głąb skóry sprawia, że wizja wędrówki na krawędzi staje się bliższa od perspektywy łapania dobrych chwil na kliszach.
To pocztówka z miejsca, gdzie codzienność wpędza nas w letargiczny stan – sprawiając, że chodzimy jak nieżywi. To również przymusowy krok do tyłu, który wymaga dużego nakładu środków.
To układ zamknięty. Wchodzisz w to?